— Przyniosłem coś, co muszę uchronić przed zmoknięciem — przymocować do swej wysepki.
— Cóżto takiego?
— Kilka miljonów dolarów.
— Co? A więc zagrabione pieniądze?
— Tak.
— Szczęśliwiec z pana! W torbie?
— Nie, w pugilaresie.
— Przymocuj go pan nader troskliwie, aby nie zatonął.
— Utworzę na wysepce ztyłu drugie wzniesienie. Odtąd będzie pan tylko na niem skupiał uwagę.
Potrzebne mi było drzewo, a nie mogłem odciąć gałęzi, gdyż białe karby mogłyby mnie nazajutrz wydać. Na szczęście, pełno tu było połamanych gałązek, które dostarczyły nam obfitej ilości materjału. Skoro tylko zabezpieczyłem pugilares, wsunąłem się pod wysepkę i popłynęliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się koło czwartego namiotu, poczem znów wylazłem na powierzchnię.
— Miej się pan na baczności! — ostrzegał Dunker. — Należy przypuszczać, że lady nie jest sama w namiocie.
— W takim razie siedzi przed namiotem — brzmiała moja odpowiedź.
— Tak. Dlaczego?
— Ponieważ taka kobieta, jak ona, dopóki może, korzysta ze świeżego powietrza, zamiast bobczyć ze staremi squaws w cuchnącym namiocie.
Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.