Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.
II
OCALONE MILJONY

Jazda, która nas oczekiwała, wymagała od koni wiele wysiłku, ale nie mogło się im lepiej powodzić, niż ich panom. Konie odpoczęły w pueblo, podczas gdy my byliśmy zmuszeni czuwać. Następnie pod górą, gdzie Yuma chcieli nas napaść, spaliśmy bardzo mało, dziś zaś znowu nie zmrużyliśmy oka, a czy najbliższej nocy będziemy mogli wypocząć, to było bardzo wątpliwe wobec konieczności pośpiechu. Deszcz miał swoje zalety — orzeźwił wierzchowce. Natomiast jeźdźcy, przemoczeni, nie byli w różowych humorach. Jeśli pogoda nawet piecucha tak nastraja, że przy dobrej jest w dobrym humorze, a przy złej w złym, to nie można się dziwić, że ludzie, mknący po pustkowiu i wystawieni na srogie działanie zawieruchy i ulewy, ulegają ponuremu nastrojowi. Dlatego jechaliśmy milczący i markotni za Apaczem, który, mimo deszczu, zasłaniającego wszystko już w odległości pięciu kroków, nie zatrzymał się ani razu dla orjentacji. Długo i napróżno mógłbym grzebać w pamięci, a nie przypomniałbym sobie wypadku, kiedy Apacz zbłądził w tych razach, gdy twierdził, że zna miejscowość.