dobroduszności, być może, skłoniłby mnie do otworzenia ich i przeczytania.
Opuściliśmy Cieniste Źródło i pojechali na północno-wschód. Przewodnikiem był nadal Winnetou. Nic ciekawego nie mogę powiedzieć o miejscowości. Noc zapadła. Niebo było usiane gwiazdami, a powietrze tak czyste, że mogliśmy gołem okiem obejmować dalekie horyzonty. Po zapowiedzianych trzech godzinach szybkiej jazdy, wyłonił się przed nami zwał wysoki i ciemny.
— Otóż i Góra Wężowa — rzekł Apacz, wskazując przed siebie.
Zakreśliliśmy łuk dookoła wschodniego niskiego podgórza. Dotarłszy do północnej strony góry, mieliśmy ją i jej zalesioną poręcz po lewej ręce. Las wrzynał się licznemi rozgałęzieniami w równinę. Mknęliśmy po niej do źródła, gdzie zamierzaliśmy urządzić postój. Winnetou napomknął, że już wnet zbliżymy się do wody i naraz osadził konia.
— Cyt, ani słowa! — szepnął.
Przechyliliśmy się ku przodowi i przyłożyli ręce do pysków końskich, aby zapobiec parskaniu.
— Cóż takiego? — zapytałem pocichu. — Czy widziałeś co?
— Nie, poczułem.
Wciągnął w nozdrza powietrze i powiedział:
— Czuję ogień.
— Gdzie?
— Wprost przed nami. Pewno nad źródłem. Niechaj moi bracia na mnie poczekają!
Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.