— Wszystko — potwierdził.
— Oboje są bardziej szczerzy ze sobą, niż należałoby przypuszczać.
— Tak. Jonatan opowiedział białej squaw nawet to, co się zdarzyło w Tunisie. Przypomina on grzechotkę dziecięcą, co wciąż bezdusznie grzechocze.
— A ona jest równie zła, jak on.
— Gorsza nawet, gdyż zło, czynione przez kobietę, budzi większą odrazę, niż czynione przez mężczyznę. Ale to woda na nasz młyn, że się spotkali dzisiaj i właśnie na tem miejscu.
— Tak, stało się zgodnie z przewidywaniem mojego brata Winnetou. Mogollonowie chcieli tutaj rozłożyć obóz i zdala zobaczyli ognisko. Powiedziałeś, że schwytamy całą bandę. Czy i teraz to utrzymujesz?
— Tak, przy Głębokich Wodach.
— Gdzież to jest?
— Zobaczysz. Powinniśmy tam być, zanim oni przybędą.
— Przecież musimy czekać na naszych Nijorów A tymczasem Jonatan Melton zamierza wyruszyć ze świtem.
— Uczynimy to samo. Co więcej, wyruszymy wcześniej i pojedziemy na spotkanie Nijorów. Jeśli ich wódz usłuchał naszych wskazówek, to zetkniemy się z nim w czasie właściwym i przybędziemy do Głębokich Wód jeszcze przed Meltonem.
— Jest to, zdaje się, jezioro?
— Wznosiła się tam góra, która pluła ogniem.
Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.