że zdradzą nas ślady, gdyż trawa była już wydeptana przed naszem przybyciem.
Miał słuszność Winnetou, kiedy powiedział, że nie przybyliśmy ani za późno, ani za wcześnie. Kiedy bowiem wszystkie nasze zarządzenia miały się ku końcowi, zobaczyłem skroś drzewa konnicę, zbliżającą się do lasku, tak jednak oddaloną, że niepodobna było rozeznać poszczególnych jeźdźców. Ale nie mogło być ich więcej, ani mniej, niż pięćdziesięciu. Właśnie tych wypatrywaliśmy. Zawołałem głośno, aby wszyscy nasi mogli mnie usłyszeć:
— Przybywają! Niech się żaden Nijora nie ukaże przedwcześnie!
Winnetou i Emery, którzy dotychczas stali dość daleko od drzew, znikli w okamgnieniu między niemi. Dunker stał przy mnie i podglądał.
— Zbliżają się nader szybko — rzekł. — Można już ich rozpoznać. Na przodzie jadą lady i Melton. Teraz zatrzymują się, aby wysłać wywiadowcę.
— Pshaw! Są zbyt nieostrożni. A zresztą, wysłaliby poniewczasie, gdyż wrogowie, którzyby się tutaj znajdowali, byliby ich dawno spostrzegli.
— Well! Mniema pan może, że nie jesteśmy ich wrogami? Myślę, że tak, i nadomiar jakimi to wrogami!
— Wkrótce się przekonają. Ale chodźmy, musimy się ukryć!
Wraz z Bystrem Okiem wszyliśmy się głęboko w las, aby z ukrycia ich obserwować.
Niebawem usłyszeliśmy tętent koni. Zbliżyli się,
Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.