Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

byli już na miejscu. Zatrzymali się, ponieważ dróżka była zbyt wąska, aby wszystkich naraz przepuścić. Widzieliśmy, jak wjeżdżali jeden po drugim, — Mogollonowie i Yuma. Zeszli z koni i zaprowadzili je, jakeśmy przewidzieli, do źródła, skąd rozbrzmiały wnet ich głosy.
Nakoniec przybył Melton z Judytą. Poprzednio wyprzedzali wszystkich, teraz zaś przepuścili wojowników i nadjechali ostatni. Melton zeskoczył z konia i pomógł Judycie przy zsiadaniu.
— Czy jesteś zmęczona? — zapytał.
— Nie. Kiedy mąż mój żył jeszcze, całe dni spędzałem na koniu.
— Kiedy był twoim „kochanym czerwonym“, ale nie później, — roześmiał się Melton. — Zostań na górze; zabiorę twego rumaka. Trzeba napoić konie, gdyż nie pozostaniemy tu długo, a potem aż do Cienistego Źródła nie znajdziemy żadnej wody.
Sprowadził konie po łagodnym skarpie; Judyta została na górze — jedyna z pośród wrogów. Tafla wody leżała tak głęboko, że niepodobna jej było stamtąd widzieć. Teraz należało przystąpić do pracy. Wyczołgałem się z pomiędzy drzew i, trzymając sztuciec w lewej ręce, stanąłem za Judytą.
— Dzieńdobry, sennora! — rzekłem.
Obejrzała się i usiłowała krzyknąć z przerażenia, ale głos uwiązł jej w gardle. Oczy jej, przerażone, były rozwarte szeroko.
Oglada mnie pani jak nieznajomego? Mam nadzieję, że jest pani tak łaskawa i przypominasz mnie