Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

podniosłem rękę do góry, Nijorowie wypełzli z pośród drzew i postępowali zgodnie z mojem rozporządzeniem. Ułożywszy się za brzegiem skarpu, wycelowali lufy w stojących nad wodą wrogów. Wówczas usłyszałem głos Meltona:
— Do tysiąca piorunów! Cóżto takiego?! Strzelby dokoła! Kto tam na górze?
Chciał wejść na górę i w tej chwili właśnie zobaczył skierowane w siebie lufy. Wystąpiłem naprzód, tak, aby mnie mógł zobaczyć, i odparłem:
— Setka nabitych strzelb, sir! To ranne powitanie, które panu przynoszę.
— Old Shatterhand! Old — —
Nie dokończył słowa; zerwał z ramienia strzelbę, przyłożył i nacisnął cyngiel. Rzuciłem się na ziemię. Kula przedziurawiła... powietrze. Podniosłem się błyskawicznie, wycelowałem weń sztuciec i zawołałem.
— Odrzuć broń, kanaljo, bo strzelam!
Oglądając mnie tępo, stał znieruchomiały.
— Precz ze strzelbą, bo poślę ci kulę! Raz — dwa — —
Strzelba wypadła mu z ręki. Strzał był jakby sygnałem dla czerwonych wojowników Meltona. Spojrzeli wgórę. Zobaczyli mnie, a także lufy. Mogollonowie mnie nie znali; ale niektórzy Yuma tak głośno wymienili moje nazwisko, że rozległo się wszędzie.
— Tak, jestem Old Shatterhand! — krzyknąłem. — Tam stoi Winnetou, wódz Apaczów, — Winnetou leżał wraz ze wszystkimi w trawie, teraz zaś podniósł się