Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/96

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zostań na dole, zostań! Zastrzelą cię! Poddaj się! Stąd lepiej widać, że niemasz ratunku. Ci ludzie są straszni!...
Cofnął sie, usiadł i spoglądał tępo na wodę. Po chwili podniósł się, przyniósł kamień z pobliża i znowu usiadł. Do czego mu był kamień potrzebny? Zastanawiałem się, ale nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Czy jako narzędzie obrony? Co za śmieszność!
Siedział więc, dopóki ostatni Mogollon i Yuma nie był związany. Emery podszedł doń, pytając mnie:
— Związać szubrawca?
— Naturalnie.
— A jeśli się będzie opierał?
— Powalisz go kolbą.
Melton szybko się zerwał, odskoczył od Emery’ego na kilka kroków i zawołał do mnie:
— Czy mam się dać związać?
— Tak, master! Rozkazałem tak, nie spodziewaj się więc, że będzie inaczej. Jeżeli się pan nie podda dobrowolnie, to odbierzemy ci na parę chwil przytomność. Tęgi cios uskuteczni to szybko. Skoro się pan ocknie, będziesz już w łykach.
— Mogollonowie mnie odbiją!
— Nie łudź się! Czterystu Nijorów czeka na nich w zasadzce. Tutaj zaś widzicie setkę przeciwników.
— To twoja robota, ty szatanie! — syknął, — Czego chcecie ode mnie?