Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcę cię oddać w ręce sprawiedliwości, która z taką tęsknotą oczekuje ciebie.
— Gdzie mój ojciec?
— Na drodze do kresu.
— A jego pieniądze?
— U mister Vogla, prawego właściciela.
— Bądźcie po tysiąckroć potępieni!
Krzyknął to takim nadmiernie wściekłym głosem, jakiego jeszcze nigdy nie słyszałem. Zbliżył się o dwa kroki do wody, jakgdyby zamierzał utopić, ale cofnął się, nie mając zapewne dosyć odwagi. Zerwał z siebie torbę, wiszącą na rzemieniu u boku, otworzył ją, zanim Emery zdążył zapobiec, włożył kamień, zamknął zpowrotem i cisnął do wody, wybuchając szyderczym śmiechem rozpaczy. Torba natychmiast poszła na dno. Skoro się to stało, Judyta wydała przeraźliwy okrzyk złapała się za głowę, jęcząc:
— Niema, niema, stracone! Na zawsze, na zawsze stracone!
Oszalała z wściekłości, zbiegła do Meltona i wrzasnęła:
— Tchórzu! Zdrajco! Oszuście! To należało także do mnie! To było także moje! A teraz znikło, zginęło bezpowrotnie!
— Tak, znikło, — znikło! — powtarzał, niby nieprzytomny.
— Wszak to było tak samo moja, jak i twoja własność! Przyrzekłeś mi! To była cena mego serca. Czy sądzisz może, że kochałabym cię bez pieniędzy?