Strona:PL Karol May - Ocalone miljony.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ścigał mnie pan, aby moje pieniądze, moje pieniądze, moje pieniądze zagarnąć! Czy nie tak, sir?
— Tak — przyznałem spokojnie.
— A więc skoczże i przynieś sobie z jeziora. Rzuciłem je!
— Nieprawda.
— Nieprawda? Nieprawda? Sir, miałem pieniądze w torbie, w torbie, która znikła w wodzie. Znikła — znikła!... Czy pojmuje pan, co to znaczy? Sprzedaje się za pieniądze honor, sumienie, spokój, szczęście; nogami depce się prawa; traci się — traci się wszystko, aby je zyskać. A skoro się osiągnęło cel, trzeba się ukrywać w góry, gdzie nie można z majątku korzystać, biegnie się za przeklętą babą, która chce dzielić się pieniędzmi, ale nie udręką sumienia, i ciska się całe bogactwo, aby nie oddać nikomu, do wody — do wody — do wody!... Czy wie pan, sir, co to znaczy?
Ta scena była tak wstrętna, że poprostu pióro wzdraga się ją opisywać. Odtrąciłem od siebie łotra, poprosiłem Emery’ego, aby go związał, i podszedłem do Żydówki. Leżała w omdleniu: żyła — wszak tylko przez parę chwil przebywała w wodzie. Wziąłem ją za rękę, aby zbadać puls; bił powoli i słabo, ale dosyć wyraźnie. Żyła, więc niezbyt się o nią troszczyłem, a nawet byłem tak okrutny, że uważałem, iż ta kąpiel wcale jej nie zaszkodziła. Pozostawiłem ją, aby zająć się bardziej naglącemi spra wami.