Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/061

Ta strona została uwierzytelniona.



Pośrodku placu stał czworokątny budynek, sklecony z pieńków drewnianych. Drzwi były otwarte. Kiedy biali weszli, zobaczyli Indjanina siedzącego już pośrodku izby, stanowiącej wnętrze strażnicy. Nie kłopotał się o konia, który wszedł wraz z innymi za ogrodzenie.
Teraz dopiero Marcin i Hobble-Frank powitali z całą serdecznością gości. W głębi znajdował się sklep ze znacznie stopniałemi zapasami. Stołami były deski, ułożone na kozłach. Krzesła również sklecono z desek od skrzyń. W kącie leżało posłanie, tak bogate, że można było zazdrościć ich właścicielom. Składało się bowiem z wielkiej ilości skór straszliwych szarych niedźwiedzi, najniebezpieczniejszych drapieżników Ameryki. Skoro taki grizzly podnosi się na tylne łapy, o dwie stopy przewyższa wysokiego mężczyznę. U Indjan zabicie takiego niedźwiedzia uchodzi za największy czyn bohaterski, a nawet lepiej uzbrojony biały woli raczej zejść z drogi

57