włosów skalpowych, wplecionych we szwy. U pasa wisiało dwadzieścia dobrze spreparowanych kawałków skalpów, gdyż całe skóry zajęłyby zbyt wiele miejsca. Oblicze czerwonoskórego nie było pomalowane, dzięki czemu wyraźnie odznaczały się trzy szramy na policzkach. Z niewzruszonym wyrazem spozierał na ogień, nie racząc spojrzeniem białego wroga.
— Oihtka-petay nie nosi barw wojennych — zaczął Old Shatterhand. — Czemu więc wystąpił wrogo wobec spokojnych ludzi?
Indjanin nie odpowiedział — ani słowem, ani spojrzeniem.
— Czy wódz Szoszonów oniemiał z trwogi, że nie odpowiada na moje pytanie?
Myśliwy wiedział, jak należy sobie poczynać z Indjanami. W rzeczy samej jeniec obrzucił go wściekłem spojrzeniem i odparł:
— Oihtka-petay nie zna strachu. Nie lęka się wroga, ani śmierci.
— A jednak zachowuje się tak, jakby go strach obleciał. Odważny wojownik barwi twarz kolorami wojennemi, zanim rozpoczyna atak. Tak nakazuje uczciwość i odwaga, albowiem przeciwnik wie odrazu, że ma się bronić. Wszelako wódz Szoszonów nie nosi barw wojennych — miał oblicze pokoju, a mimo to napadł na białych. Może mówię niesłusznie? Czy Mężny Bawół znajdzie słowo na swoje usprawiedliwienia?
Indjanin zwiesił głowę i rzekł:
Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.