Nie powinien wprawdzie opowiadać o czynach, które mu zyskały sławę, zapewnia cię jednak, że mimo najdotkliwszych mąk, nie drgnie powieką.
— Nie przywiążę cię do pala męczarni. Jestem chrześcijaninem. Kiedy nawet muszę zabić zwierzę, zabijam je tak, aby się nie męczyło. Ale niepotrzebnie umrzesz. Mimo twej śmierci, odbiję obu białych.
— Spróbuj tylko! Mogłeś się do mnie podkraść, znienacka zaskoczyć, oszołomić i pod osłoną mroku wyciągnąć. Ale teraz wojownicy moi są ostrożni. Nie zdołasz odbić białych. Odważyli się ukazać nad brzegiem Jeziora Krwi, przypłacą to powolną śmiercią. Skoro pokonałeś Mężnego Bawołu — umrze, ale żyje Moh-aw, jego jedynak, duma jego dumy, który go pomści. Już teraz Moh-aw zabarwił twarz kolorami wojny, gdyż on to miał zadać białym śmiertelne cięcie. Potem wymaluje swe ciało ich ciepłą krwią, aby zabezpieczyć je przed ciosami białych twarzy.
Lekki szmer rozległ się w chróścinie. To nadszedł Marcin Baumann. Nachylił się nad Shatterhandem i szepnął do ucha:
— Sir, mam panu oznajmić, że schwytany strażnik jest synem wodza. Winnetou wydobył z niego to wyznanie.
Wiadomość ta przyszła na czas. Shatterhand odpowiedział szeptem:
Strona:PL Karol May - Old Shatterhand.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.