znajdującą się pod wodą. Należało ją przebić świdrem. Aby jednak woda szybko zalała wnętrze okrętu, trzeba było dwu otworów. Kornel wywiercił więc drugi, a dotarłszy do blachy, podniósł jeden z kamieni, leżących jako balast, i uderzał tak długo w rękojeść świdra, aż ten przeszedł przez blachę. Woda wdarła się do wnętrza i zmoczyła mu rękę; kiedy zaś wyciągnął świder, uderzył w niego tak silny strumień, że musiał się szybko cofnąć. Szum maszyny okrętowej zagłuszył uderzenia. Kornel przebił blachę w drugim otworze i wrócił na górę. Świder odrzucił dopiero wtedy, gdy się znajdował przed górnymi schodami. Pocóż brać go ze sobą?!
Kiedy stanął wśród swoich, a ci zapytali, czy się udało, odpowiedział twierdząco i oświadczył, że teraz wślizgnie się do kabiny Nr. 1.
Salon i przytykająca do niego palarnia leżały na tylnym pokładzie, a po obu stronach były kajuty, z których każda miała osobne drzwi, prowadzące do salonu. Ściany zewnętrzne, opatrzone dość dużemi oknami, zasłonięte były gazą. Między obu szeregami kajut a burtą był wąski korytarz.
Kornel musiał się zwrócić ku chodnikowi po lewej ręce t. j. od strony steru. Kajuta Nr. 1, jako pierwsza, leżała na rogu. Kornel położył się na ziemi i poczołgał się ostrożnie naprzód, tuż przy burcie, aby go nie spostrzegł przechadzający się oficer. Wkrótce dotarł szczęśliwie do celu. Przez gazę pierwszego okna przebijał się lekki blask, a w kabinie paliło się światło. Czyżby Butler jeszcze czuwał?
Lecz kornel przekonał się, że i w innych kabinach się świeciło; to go uspokoiło. Wyciągnął nóż i przeciął
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/074
Ta strona została skorygowana.