Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/095

Ta strona została skorygowana.

Po krótkiej chwili powrócił Nintropan-hauey.
— Szpieg trampów, — odezwał się. — Tonkawa pchnąć go nożem, ale móc jeszcze jeden tu być. On pewnie powrócić do swoich i zawiadomić. Dlatego biali mężowie prędko iść, jeśli chcieć podsłuchać trampów.
— Prawda — przyznał Missouryjczyk szeptem. — Ja pójdę, a ty mnie poprowadzisz, bo znasz miejsce, na którem obozują.Teraz jeszcze nie spodziewają się wcale, że wiemy o ich obecności, a więc czują się bezpieczni i będą rozmawiać o swych zamiarach. Jeśli zaraz udamy się w drogę, to może dowiemy się, jakie mają plany.
— Tak, ale zupełnie cicho i pokryjomu, aby drugi szpieg, gdyby jeszcze tu być, nie zobaczyć, że my pójść. I flint nie brać, tylko noże. Strzelby nam przeszkadzać.
Rady tej posłuchano. Rafterzy udali się do chaty, gdzie ich nie można było śledzić, a Missouryjczyk poczołgał się wraz z wodzem. —
Tam, gdzie znajdował się teren pracy rafterów, opadał wysoki brzeg stromo ku wodzie, co było dla nich bardzo korzystnem, bo umożliwiło założenie tak zwanych stoczni — są to tory, po których rafterzy mogą bez wielkiego wysiłku spuszczać na wodę pnie i kloce. Chociaż brzeg wolny był od zarośli, nie łatwo było jednak iść tamtędy w ciemności. Missouryjczyk był starym, obrotnym i bardzo doświadczonym westmanem, a mimo to podziwiał, jak wódz, wziąwszy go za rękę, posuwał się bez szelestu i omijał pnie tak pewnie, jakby to był dzień biały. W dole słychać było szum rzeki; głuszyło to szmer, wywołany stąpaniem.
Minęło więcej nieco niż kwadrans, zanim zeszli w dolinę, która krzyżowała się z biegiem rzeki. Tę rów-