przy sobie nie nosi, lecz gdzieś dobrze zakopał.
Uwaga słuchaczy zwrócona była na mówiącego, dlatego nikt nie uważał na Drolla i Freda, których to, co usłyszeli, wprawiło w niemałe wzruszenie. Droll patrzył na trampa szeroko otwartemi oczyma, a Fred, kiedy opowiadający skończył, zawołał:
— To on! Ten plan należał do mojego ojca!
Wzrok wszystkich zwrócił się ku chłopcu. Zarzucono go pytaniami, lecz Droll skinął energicznie i rzekł:
— Teraz ani słowa messurs! Później dowiecie się o tej sprawie. Główną rzeczą jest, że mogę oznajmić, iż ja i Fred na wszelki wypadek jesteśmy na usługi Old Firehanda.
— Ja także! — oświadczył wesoło stary Missouryjczyk. — Wpadliśmy tu w takie mnóstwo tajemnic, że nie wiem, jak je rozplątamy. Wy pójdziecie przecież także, towarzysze?
— Tak, tak! Naturalnie! — odpowiedzieli chórem rafterzy.
— Well! — oświadczył Old Firehand. — Ruszamy więc rano. Teraz nie potrzebujemy się troszczyć o ślady kornela, bo wiemy, gdzie go znaleźć. Będziemy go ścigać przez lasy i prerje, góry i doliny, a jeśli trzeba, to nawet aż do Srebrnego Jeziora. Czeka nas bardzo ruchliwe życie. — Bądźmy więc dobrymi towarzyszami, messurs!