Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 01.djvu/156

Ta strona została skorygowana.

py i przez kopyta naszych koni i w czasie tańca napadli na nas tak nagle, że zaledwie znaleźliśmy czas do oporu. Byli w sile kilkuset głów; zabiliśmy kilku z nich, a oni zastrzelili ośmiu naszych; mnie i czterech pozostałych pokonali i związali. Powiedzieliśmy się, że dziś wieczór mamy być męczeni i spaleni na stosie. Trampi rozłożyli się obozem przy grobach; rozdzielili mię od moich wojowników, abym nie mógł z nimi rozmawiać, i przywiązali do drzewa. Postawiono przy mnie jednego białego jako strażnika, ale rzemień, którym byłem skrępowany, był dość słaby i rozerwałem go. Wprawdzie werżnął mi się głęboko w ciało, jednak uwolniłem się, a kiedy strażnik na chwilę się oddalił, skorzystałem z tego, aby się pokryjomu wymknąć.
— A twoi czterej towarzysze? — zapytał Bill.
— Ci są tam jeszcze. Czy sądzisz, że powinienem był ich poszukać? Nie byłbym mógł ich uratować i sam zginąłbym wraz z nimi. Postanowiłem pośpieszyć do farmy Butlera, który jest moim przyjacielem, i stamtąd sprowadzić pomoc.
Humply-Bill potrząsnął głową i powiedział:
— Prawie niemożliwe! Z Osage-nook do farmy Butlera jest dobrych sześć godzin konno; na złym koniu trzeba jeszcze znaczniej więcej czasu. Jak możesz więc powrócić stamtąd na wieczór, zanim twoi towarzysze umrą?
— Nogi „Dobrego Słońca“ są równie szybkie jak konia; — odpowiedział wódz pewny siebie. — Moja ucieczka będzie miała ten skutek, że odłożą wykonanie wyroku śmierci i będą się przedewszystkiem starali wszelkiemi siłami schwycić mię napowrót. Pomoc nadeszłaby więc