głodnego odpędził. U wszystkich ludów pierwotnych i we wszystkich okolicach, gdzie niema hoteli ani zajazdów, panuje zwyczaj przestrzegania gościnności; tak jest i na dalekim Zachodzie. Wpuszczono więc tych ludzi, a kiedy zaryglowano zpowrotem bramę, wskazano im siedzenia, znajdujące się zboku domu. To jednak zdawało się nie być po ich myśli. Wprawdzie starali się o pozory szczerości, ale nie mogło ujść uwagi, że przyglądali się bystro i badawczo domowi i jego otoczeniu. Jeden odezwał się:
— Jesteśmi biednymi i skromnymi ludźmi i nie chcemy się naprzykrzać. Pozwólcie nam pozostać przy bramie, gdzie będziemy mieli więcej cienia niż tam. Przyniesiemy stół tu sobie.
Zgodzono się na tę prośbę, chociaż krył się w niej podstęp; chcieli pozostać przy bramie, aby ją otworzyć swym towarzyszom. — Przynieśli stół i kilka stołków, a służąca podała im obfitą przekąskę. Teraz po tej stronie domu nie było widać żywej duszy, bo wszyscy, usunęli się, nawet służąca. Rzekomi robotnicy byli z tej okoliczności bardzo radzi, jak to poznały bystre oczy Old Firehanda z ich min i gestów, które towarzyszyły cichej rozmowie. Po jakimś czasie jeden wstał i podszedł ku najbliższemu otworowi w murze, przez który wyjrzał nazewnątrz.
Old Firehand stanął tymczasem przy oknie i przez lunetę obserwował okolicę, z której mieli nadejść trampi. I rzeczywiście, nagle zoddali wynurzył się potężny oddział jeźdźców, galopujących ku farmie. Widać było, że znajdują się wśród nich ludzie znający okolicę, bo jechali wprost na bród. Dotarłszy do niego, spostrzegli, że
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/012
Ta strona została skorygowana.