Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/057

Ta strona została skorygowana.

Obaj przybysze zbliżyli się tymczasem do domu. Żona farmera, wyszedłszy ze stajni, powitała ich grzecznie i zapytała, czego sobie życzą. Kiedy usłyszała, że ma przed sobą lekarza i jego służącego, ze czcią poprosiła ich do izby.
— Messurs! — zawołała, wchodząc do wnętrza. — Oto bardzo uczony doktór ze swym aptekarzem. Myślę, że wam towarzystwo tych panów nie będzie nieprzyjemne.
— Bardzo uczony lekarz? — mruknął do siebie kornel. — Bezczelny drab! Jabym mu pokazał, co o nim myślę!
Wchodzący ukłonili się i bez ceremonji zajęli miejsca przy stole. Kornel zauważył ku wielkiemu zadowoleniu, że Hartley go nie poznał. Podał się więc za zastawiacza sideł i oświadczył, że udaje się z obu towarzyszami w góry. — Kiedy obiad był już gotowy, gospodyni wyszła przed dom i zwyczajem owych okolic, zadęła w róg, aby zwołać domowników. Ci nadeszli z pól, leżących w pobliżu; był tam farmer, jego syn, córka i parobek. Gościom, a zwłaszcza lekarzowi podali rękę z niewymuszoną uprzejmością i siedli obok nich, aby spożyć obiad, poprzedzony i zakończony modlitwą. Byli to ludzie prości, otwarci i pobożni, to też nie dorównywali naturalnie prawdziwemu jankesowi z jego „smartness“[1].
W czasie obiadu farmer zachowywał milczenie; potem jednak zapalił fajkę, oparł łokcie na stole i odezwał się do Hartleya:

Po obiedzie musimy, doktorze, pójść znowu w pole; teraz jednak mamy trochę czasu do pomówienia ze sobą. Może będę mógł odwołać się do pomocy waszej

  1. Elegancja.