uradowany, dowiedziawszy się o nadejść mających wypadkach:
— Dzięki Bogu! Nareszcie jakieś ożywienie w tej codziennej szarzyźnie życia! Moja stara strzelba już zbyt długo wisi na kołku i tęskni, aby choć raz jeszcze przemówić. Spodziewam się, że dziś znajdzie do tego sposobność. Ale, jak to było? Nazwisko, któreście tu wymienili, sir, wydaje mi się znane. Rudy kornel? A ma się nazywać Brinkley? Poznałem raz pewnego Brinkleya, który miał fałszywe, rude włosy, podczas gdy jego naturalny skalp był barwy ciemnej. Spotkania tego mało nie przypłaciłem życiem.
— Gdzie i kiedy to było? — zapytał Old Firehand.
— Przed dwoma laty nad Grand-river. Byłem z jednym towarzyszem, Niemcem, nazwiskiem Engel, tam wgórze nad Srebrnem Jeziorem. Chcieliśmy się udać do Pueblo, a potem wzdłuż Arkanzas na wschód, aby zakupić narzędzi do pewnego przedsięwzięcia, któreby nas uczyniło miljonerami.
Old Firehand nadstawił ucha i zapytał:
— Engel nazywał się ten człowiek? Przedsięwzięcie, które miało wam przynieść miljony? Czy mogę się o tem czegoś więcej dowiedzieć?
— Owszem! Wprawdzie przysięgliśmy sobie najgłębsze milczenie, ale miljony rozwiały się z dymem, bo zamiar nie przyszedł do skutku i dlatego sądzę, że usta mam już rozwiązane. Szło mianowicie o wydobycie ogromnego skarbu, który zatopiono w wodach Srebrnego Jeziora.
Inżynier zaśmiał się krótko z niedowierzaniem, dlatego nadzorca ciągnął dalej:
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/111
Ta strona została skorygowana.