Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

opowiedzieć, a tak szybko, że trampi nie mogli się zorjentować w nowem położeniu. Już w czasie szalonej jazdy na dźwięk imienia Old Fireharda, stracili pewność siebie; nie wątpili jednak, że odzyskają wolność, gdy się pociąg zatrzyma, chociażby nawet na ożywionej stacji. Byli dobrze uzbrojeni i w tak wielkiej liczbie, że z pewnością niktby się nie odważył ich zatrzymać.
Teraz pociąg stał, a na to przecież czekali. Kiedy wyjrzeli przez boczne okna, oczy im nakryła ciemność, tak gęsta, jak w grobie. Ci, którzy cisnęli się ku drzwiom ostatniego wagonu, odnieśli wrażenie, jakby przez wąską, a ciemną rurę patrzyli w potężne, mocno dymiące ognisko. Ci zaś, którzy znajdowali się w przednim wozie, widzieli, że lokomotywa zniknęła, a na jej miejscu znajduje się stos płonących węgli,
— Tunel, tunel! — zawołał ktoś przerażony, a głos jego wywołał szerokie echo: —
— Tunel, tunel!
— Co tu robić? Musimy się stąd wydostać!
Zaczęto się pchać i napierać na siebie tak, że ci, którzy stali przy drzwiach, — bo teraz można było wyskoczyć również przez drzwi przedniego wagonu, — nie mogli wyjść, ale zostali poprostu wyrzuceni. Walili się na ziemię, gniotąc swych poprzedników. Powstał chaos ciał, rąk i nóg i wrzawa pełna okrzyków, złorzeczeń i przekleństw. Znaleźli się i tacy, którzy chwycili za broń, aby strącić tych, co wisieli lub leżeli na nich.
Ciemności, których nawet na odrobinę nie rozświetlały ognie, płonące u wejścia i wylotu tunelu, ani też lampy wagonów, dopełnił teraz gęsty i ciężki dym węgla, przywiany przez wiatr poranny.