Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/147

Ta strona została skorygowana.
W POYRZASKU.

Po przeciwległej stronie Cumison-river, tam, gdzie wznoszą się Elk-mountains, jechało czterech mężczyzn przez równinę. Jak sięgnąć okiem, nigdzie ani śladu krzaka. Chociaż na dalekim Zachodzie co krok się spotyka niezwykłe postacie, to jednak ci czterej jeźdźcy musieli zwrócić na siebie specjalną uwagę.
Jeden siedział na wspaniałym karym ogierze z owego gatunku, które hodują niektóre plemiona Apaczów. Człowiek ten, średniego wzrostu, mimo, że niezbyt rozrośnięty, wywoływał wrażenie niepożytej siły i wytrwałości. Twarz jego, spaloną od Słońca, okalała pełna, ciemnoblond broda; nosił skórzane legginy, koszulę z tego samego materjału i długie buty, które można było podciągać aż poza kolana. Głowę osłaniał mu filcowy o szerokich kresach kapelusz, dookoła którego szedł sznur z nawleczonemi końcami uszu niedźwiedzia „grizly“. Szeroki, pleciony z pojedynczych rzemieni pas pęczniał od nabojów, a nadto tkwiły za nim dwa rewolwery i nóż „bowie“. Pozatem zwisały z niego dwie pary podków na śrubach oraz cztery prawie okrągłe, grube plecionki z sitowia i słomy, zaopatrzone w rzemienie i sprzączki. Były one przeznaczone na to, aby przymocować je do kopyt końskich w razie, gdyby szło o zmylenie pościgu.