Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/152

Ta strona została skorygowana.

prerjowego, to nie próbuje nawet zbliżyć się pokryjomu, bo stworzeniom tym nie zbywa na ostrożności, lecz musi wzbudzić w nich zaciekawienie i starać się tak długo je zająć, aż zbliży się na odległość strzału. Może to osiągnąć jedynie przez najśmieszniejsze pozy i najpocieszniejsze poruszenia; wówczas pies prerjowy nie wie, kim zbliżający się jest i co ma o nim sądzić. Old Shatterhand więc, kiedy zauważył zwierzątka, siedzące na kopcach, począł skakać wbok, schylać się, to znowu podnosić, obracać się w kółko, poruszać ramionami jak wiatrak, myśląc jedynie o tem, aby się do nich zbliżyć.
Hobble-Frank, jadący teraz obok Jemmy’ego i Davy’ego, na widok jego ruchów, odezwał się głosem zatroskanym:
— Laboga! A temu co wlazło do głowy? Nie ma też przypadkiem ćwieka we łbie? Buzuje, jakby się napił szaleju! — Słuchajcie! Strzela!
Old Shatterhand dał teraz dwa strzały tak szybko po sobie, że zabrzmiały jak jeden. Tamci zobaczyli, że pobiegł naprzód i schylił się dwukrotnie, aby coś podnieść, poczem powrócił do nich. Dwa psy prerjowe włożył do torby przy siodle i wsiadł na konia. Hobble-Frank okazał niewyraźną minę.
— Czy to może owa pieczeń? Dziękuję za nią uniżenie! Takich marcypanów ja nie jadam!
— A czy próbowałeś już kiedy?
— Nie! Ani mi się śniło!
— To nie wiesz również, czy taki pies prerjowy da się jeść, czy nie. Czy jadłeś może kiedy mięso młodego koźlęcia?
— Młode koźlę? — odparł Frank, mlaskając językiem. —