jaczyło kilka posuwających się postaci, ale tak jeszcze odległych, że nie można było rozpoznać czy to zwierzęta, czy jeźdźcy. Nasi myśliwi jechali powoli dalej, mając oczy zwrócone na ową grupę. Po pewnym czasie przekonali się, że to jeźdźcy, a wkrótce potem, że noszą mundury; byli to więc żołnierze.
Jechali właściwie w kierunku północno-wschodnim, ale zobaczywszy czwórkę, zmienili kierunek i zbliżyli się do niej w galopie. Było ich dwunastu; przywodził porucznik. Zatrzymali się w odległości trzydziestu może kroków; oficer początkowo mierzył czterech jeźdźców wzrokiem posępnym i badawczym; wtem spojrzenie jego padło na obie strzelby, które nosił Old Shatterhand; oczy mu zabłysły i zapytał, wskazując na strzelbę o krótkiej lufie, ze szczególnym zamkiem kulistym:
— Behold! Czy to nie sztuciec Henry’ego, sir!
— Niewątpliwie, — potwierdził westman. — Czy znacie strzelby tego gatunku?
— Nie widziałem jeszcze żadnej, ale opisano mi je dokładnie. Wynalazca miał być szczególnego rodzaju dziwakiem i sporządził ich tylko kilka, bo obawiał się, że Indjanie i bawoły zostaliby wkrótce wytępieni. — Tych kilka sztuk zaginęło i tylko Old Shatterhand ma jeszcze posiadać jeden.
— To prawda, sir. Z tych jedenastu czy dwunastu sztucerów Henry’ego, jakie wogóle istniały, pozostał jedynie mój; inne zginęły na Dzikim Zachodzie ze swymi właścicielami.
— A więc wy jesteście naprawdę... naprawdę Old Shatterhand? Co za radość! Czy nie bylibyście tak dobrzy udać się z nami? Moi towarzysze uważaliby to za
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 02.djvu/154
Ta strona została skorygowana.