Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/073

Ta strona została skorygowana.

dotykały owej góry, skąd woda wpływała do jeziora.
Tak tedy biali objechali równinę od wschodu na zachód, aż wreszcie dotarli do potoku i w odległości kilkuset kroków od jeziora znaleźli się pod drzewami, z pomiędzy których mogli przyjrzeć się obozowi. Tam zsiedli z koni, spętali je i rozłożyli się na miękkim mchu. Miejsce było jakby stworzone na to, aby pokryjomu, a przytem jak najwygodniej obserwować obóz.
Niedaleko od niego stali Utahowie; potem ujrzano dwu ludzi, którzy oddzielili się od gromady i co sił popędzili na południe. Old Firehand, spojrzawszy przez dalekowidz, zawołał:
— To wyścigi między czerwonym a białym. Czerwony już daleko na przodzie i z pewnością zwycięży. Biały to jakiś maleńki człowieczek.
Oddał lornetę Apaczowi; ten, zaledwie skierował szkła na białego, wykrzyknął:
— Uff! Hobble-Frank! Mały bohater musi biegać dla ocalenia życia, a niepodobna, aby czerwonego prześcignął.
— Hobble-Frank? — zapytał Old Firehand. — Nie powinniśmy stać tu z założonemi rękami, lecz musimy coś przedsięwziąć!
— Teraz jeszcze nie, — oświadczył Apacz. — Nie grozi mu jeszcze żadne niebezpieczeństwo. Old Shatterhand jest przecież przy nim.
Drzewa rosły w ten sposób, że nie było widać całej przestrzeni, na której odbywał się wyścig. Obaj współzawodnicy zniknęli na prawo; oczekiwano naturalnie, że pierwszy pojawi się czerwony. Jakież jednak było zdumienie, kiedy zamiast niego ukazał się mały, idąc zupełnie swobodnie, jakby to szło o spacer.