Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/075

Ta strona została skorygowana.

— Będą ich ścigać.
— Jeśli się ściga czterech lub sześciu ludzi, ilu wojowników potrzeba do tego?
— No, dwudziestu do trzydziestu
— Dobrze! Tych pokonamy bardzo łatwo. Jeśli jednak pokażemy się Utahom, to rzuci się za nami cały szczep i popłynie wiele krwi.
— Masz słuszność, Winnetou! Ale czerwoni poznają ze śladów, ilu nas jest.
— Będą patrzeć na trop, który jest przed nimi, a nie na ten, który za nimi.
— Ach, ty myślisz, że pójdziemy za nimi?... — Słuchaj! Cóżto?
Od strony obozu zabrzmiało straszliwe wycie, a zaraz potem ujrzano, jak wyjechało stamtąd galopem czterech ludzi. Byli to biali. Zwrócili się wgórę jeziora, mieli więc zamiar dotrzeć do potoku i wzdłuż niego jechać wgórę.
— Niech Old Firehand pójdzie ze mną, — rzekł Winnetou, — inni natomiast biali bracia muszą prędko udać się z końmi głębiej w las i tam czekać, aż powrócimy. Niechaj wezmą także i nasze konie.
Wziąwszy Old Firehanda za rękę, pociągnął go za sobą wzdłuż wysokiego brzegu rzeczki popod drzewami aż do miejsca, skąd widać było obóz bez narażenia się na odkrycie. Tam stanęli. —
Old Shatterhand z towarzyszami jechał dołem, podczas gdy Apacz i Firehand stali wgórze. Kiedy dotarli do owego miejsca, zabrzmiał nad nimi głos:
— Uff! Niech moi biali bracia zatrzymają się tutaj.
Tamci wstrzymali konie i spojrzeli wgórę, woła-