jąc równocześnie:
— Winnetou, Winnetou!
— Tak, to Winnetou, wódz Apaczów. A tu stoi drugi przyjaciel moich białych braci, — popchnął naprzód olbrzyma.
— Old Firehand! — zdziwił się Old Shatterhand. — Ty tutaj! Co za radość! Czy jesteście sami?
— Nie, będzie nas pewnie ze czterdziestu: myśliwych i rafterów. Znajdziesz wśród nas dobrych znajomych. Teraz nie czas na opowiadanie. — Dokąd zmierzasz?
— Nad Srebrne Jezioro.
— My też. Jedźcie dalej! Skoro tylko wasi prześladowcy miną nas, pójdziemy za nimi i weźmiemy ich w środek.
— Bardzo dobrze! — Co za szczęście, żeśmy was spotkali! Czy widzicie stąd obóz?
— Tak.
— To uważajcie, aby nas nie schwytano. Chcę wam opowiedzieć to, co najpotrzebniejsze.
Opowiedział zaszłe wypadki, jak mógł najkrócej, poczem Winnetou zabrał głos:
— Mój biały brat zna ów głęboki wąwóz, który blade twarze nazywają Night-canon. Stąd można się do niego dostać w przeciągu pięciu godzin; wąwóz rozszerza się w środku, tworząc okrągły plac, którego ściany zdają się sięgać nieba. Czy Old Shatterhand przypomina sobie to miejsce?
— Tak.
— Tam niechaj mój biały brat jedzie, a kiedy minie okrągły plac, niech się usadowi po przeciwnej stronie. Wąwóz jest tak wąski, że dwu jeźdźców zaledwie mo-
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/076
Ta strona została skorygowana.