— To jest Night-canon, — objaśnił Old Firehand, wskazując na szczelinę. — Otrzymał tę nazwę dla głębokości swojej i ciasnoty, bo światło słoneczne nie może dosięgnąć jego dna. Ale, spójrzcie wdół!
Wskazał, gdzie woda niknęła w szczelinie. Tam posuwały się drobne postacie; byli to Utahowie. Pogrążali się właśnie w szczelinę skały, wyżłobioną prawie prostopadle w gigantycznej ścianie, ponad którą leżała szeroka równina, zamknięta omglonemi olbrzymami górskiemi, Book-mountains. Ciotka Droll, spojrzawszy w głębię, odezwał się do Czarnego Toma:
— Tu mamy zejść nadół, jeśli to potrzebne? Tego dokaże jedynie kominiarz! Wszak to istna ślizgawka.
— A jednak musimy zejść, — oświadczył Old Firehand. — Zsiądźcie z koni i weźcie je za cugle, ale krótko. Musimy naturalnie postępować zupełnie tak, jak na ślizgawce. Ponieważ niema ani sanek, ani hamulca, przeto należy spuszczać się zygzakiem.
Posłuchali tej rady; zejście zabrało znacznie więcej niż pół godziny. Wkońcu znaleźli się u wejścia kenjonu, który tu był tak wąski, że starczyło miejsca tylko na dwu jeźdźców obok siebie. Przodem jechał naturalnie znowu Winnetou; za nim Old Firehand, obok lord. Potem myśliwi, a wkońcu rafterzy, którzy wzięli między siebie inżyniera i jego córkę. Oddział od czasu opuszczenia Eagle-tail powiększył się przez to, że nadzorca Watson z kilku jeszcze robotnikami przystał do wyprawy.
Ponieważ stukot kopyt mógł ich zdradzić, Winnetou zsiadł z wierzchowca i w swych miękkich mokassynach ruszył przed towarzyszami, gdy tymczasem rafterzy poprowadzili jego konia.
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/081
Ta strona została skorygowana.