Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

— Czy wiedzieliście, że przyjdziemy?
— Naturalnie! Kiedy te draby rozpaliły ogień, widziałem, że niema was między pojmanymi. Czerwoni szukali mojej strzelby i bałem się, że was znajdą; powrócili jednak baz was, a moj sztuciec zniknął; to wyjaśniło mi wszystko.
— Tak, bez nas byłoby źle z wami.
— Niezupełnie. Popatrz tu!
Frank spojrzał ku niemu i zobaczył, że westman pokazuje mu wolną prawą rękę.
— Tę rękę mam już wolną, a druga będzie swobodna za kwadrans. Mam w małej, ukrytej kieszeni scyzoryk, któryby powędrował od jednego do drugiego tak, że w któtkim czasie mielibyśmy wszyscy rozcięte rzemienie. Potem, zerwawszy się szybko, skoczylibyśmy po broń, która leży tuż obok wodzów. Lepiej jednaj żeście nas znaleźli. Czy poszliście za czerwonymi?
— O nie! Wyrwaliśmy pięknie wdół kenjonu, aż do bocznej doliny, w którą mogliśmy się wcisnąć. Mieliśmy zamiar przy świetle dziennem odnaleźć ślady czerwonych, aby zobaczyć, jak mamy wam się przysłużyć.
— Więc to nie wasza zasługa, że znaleźliście las?
— Nie; odkrycie tego lasu nie jest właściwie naszą zasługą; ponieważ jednak przypadek postawił go na naszej drodze, więc chyba nie weźmiecie nam za złe, że ośmielamy się złożyć wizytę noworoczną.
— Umiem to ocenić, Franku. Przyciągnij jednak twój karabin do siebie, bo mogliby go łatwo zobaczyć, i daj mi nóż, abym mógł uwolnić sąsiada; potem ten poda go dalej.
— A później, kiedy więzy zostaną zerwane, pobie-