zdradzały najmniejszej rysy czy występu. A jednak nawprost jeźdźców na prawym brzegu rzeki z dość szerokiej szczeliny wypływał obfity potok.
— Musimy iść tą wodą wgórę; prowadzi ona do Doliny Jeleni — rzekł Winnetou.
— Ale jak się tam dostaniemy? — zapytał Butler, któremu szło o córkę. — Rzeka wprawdzie nie wydaje się rwąca, lecz zato głęboka.
— Powyżej ujścia potoku jest bród tak płytki, że o tej porze roku woda nie dosięgnie lektyki. Brzeg zaś jest szerszy, więc wygodniejszy. Niech moi bracia pójdą za mną.
Przejechano przez trawę wpoprzek ku brodowi. Winnetou wparł konia w wodę; reszta poszła za nim; wpobliżu drugiego brzegu zatrzymał się nagle i wskazując na brzeg, wydał stłumiony okrzyk:
— Uff! Po tamtej stronie jechali ludzie.
Old Firehand i Old Shatterhand, posunąwszy się kilka kroków dalej, ujrzeli również trop wielu jeźdźców; trawa jeszcze się niezupełnie podniosła. Trzej myśliwi wyszli na brzeg, zsiedli z koni i zbadali odciski.
— To były blade twarze, — oświadczył Winnetou.
— Tak, — potwierdził Old Shatterhand. — Indjanie byliby jechali jeden za drugim, nie pozostawiając tak szerokiego i wpadającego w oczy śladu. Mojem zdaniem oddział liczył trzydzieści do czterdziestu osób.
— Hm! — mruknął Old Firehand. — Zdaje mi się, że mamy przed sobą rudego kornela z jego oddziałem.
— Do pioruna! Możliwe! Według moich obliczeń mogą już tu być te draby, a to zgadza się także z tem, czego dowiedziałem się od Knoxa i Hiltona. Ale dokąd
Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/125
Ta strona została skorygowana.