Strona:PL Karol May - Skarb w Srebrnem Jeziorze 03.djvu/131

Ta strona została skorygowana.

W tej właśnie chwili podniósł się jeden z wodzów, odrzuciwszy płaszcz wojenny. Jego nagą pierś, podobnie jak twarz i ramiona, grubo pokrywała jasno-żółta barwa.
— T’ab-wahgare![1] — szepnął Winnetou. — Ten wódz Kapotów posiada siły niedźwiedzia. Popatrzcie na jego ciało! Jakie grube, mocne muskuły, a jaka szeroka pierś!
Utah skinął na drugiego wodza, który również powstał. Jeszcze wyższy od poprzedniego, niemniejszą wykazywał siłę.
— To Tsu-in-kuts[2] — objaśnił Old Shatterhand. — Nosi to imię dlatego, że razu pewnego czterema strzałami powalił cztery bawoły.
Obaj wodzowie zamienili ze sobą parę słów i oddalili się od ogniska. Może chcieli obejść straże. Omijali inne ognie, trzymając się wpobliżu ściany skalnej.
— Aha! — odezwał się Old Firehand. — Będą przechodzić blisko nas. Jak myślisz, Shatterhandzie? Czy nie weźmiemy ich?
— Uff! Wesoły figiel! Z miejsca na ziemię. Ty pierwszego, ja drugiego!
Obaj Utahowie zbliżyli się, jeden za drugim. Nagle za nimi wynurzyły się dwie postacie — dwa potężne uderzenia pięścią i ugodzeni runęli na ziemię.
— Dobrze! Teraz prędko do kryjówki!

Każdy wziął swego na barki. Winnetou miał pozostać. Myśliwi zdali towarzyszom nowych jeńców, kazali ich związać i zakneblować, a potem powrócili do Winnetou. Stał jeszcze na tem samem miejscu. Teraz należało wykryć, gdzie znajdował się rudy kornel. W tym celu musieli przejść przez całą dolinę. Ruszyli więc dalej wzdłuż ściany skalnej, pozostawiając ogniska na le-

  1. Żółte Słońce.
  2. Cztery Bawoły.