Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/019

Ta strona została uwierzytelniona.
—   13   —

Obchodzicie się z tą strzelbą jak z laseczką, a to najcięższe gun, jakie znam. Posiadacie taką siłę fizyczną?
Zamiast odpowiedzi chwyciłem go zdołu za kamizelkę i haftkę u spodni i podniosłem prawą ręką do góry.
— Thunder — storm! — zakrzyknął. — Puśćcie! Jesteście o wiele silniejsi od mego Billa.
— Waszego Billa? Kto to?
— To był mój syn, który... ale dajmy temu spokój! Nie żyje tak jak i reszta. Rósł na dzielnego chłopa, ale sprzątnięto go razem z innymi w czasie mej nieobecności. Podobni jesteście do niego z postaci, macie prawie takie same oczy, ten sam układ ust i dlatego was... ale to was przecież nic nie obchodzi!
Twarz jego nabrała wyrazu głębokiego smutku; przesunął po niej ręką i rzekł weselej:
— Wielka szkoda, że, mając tak silne muskuły, rzuciliście się do książek. Powinniście byli ćwiczyć się fizycznie!
— Robiłem to.
— Rzeczywiście?
— Tak.
— Boksujecie się?
— U nas nie jest to w użyciu. Ale gimnastykuję się i mocuję.
— Jeździcie konno?
— Tak.
— A w szermierce?
— Udzielałem lekcyi.
— Człowiecze, nie blaguj!
— Może spróbujemy?
— Dziękuje, mam dość tego, co było! Muszę zresztą pracować. Usiądźcie napowrót!
Wrócił do warsztatu, a ja za nim. Rozmowa stała się skąpą, bo Henry zajęty był widocznie jakiemiś myślami. Naraz podniósł oczy od roboty i zapytał:
— Czy zajmowaliście się matematyką?
— To jedna z moich ulubionych nauk.