— Także nie.
— A zatem zupełny greenhorn. Mimo to gębuje tak, jak gdyby był pradziadkiem wszystkich Indyan i żył już tutaj od stu lat! Człowieczku, nie wyobrażajcie sobie, że napędzicie mi strachu! A gdyby nawet było tak, jak przedstawiacie, to wiedzcie, że wcale nie zamierzam zakładać fabryki broni. Jestem człowiek samotny i chcę samotnym pozostać. Nie mam ochoty ujadać się ze stu lub więcej robotnikami.
— Moglibyście uzyskać patent na swój wynalazek, sprzedać go i dużo na tem zarobić.
— O to wy się nie troszczcie, sir! Dotąd miałem dość na swoje potrzeby; spodziewam się, że i nadal biedy nie zaznam. Teraz zabierajcie się do domu! Nie będę dłużej słuchał pisku ptaszka, który musi najpierw z gniazda wylecieć, zanim się śpiewać nauczy.
Nie obraziłem się za te szorstkie słowa. Taka była jego natura, nie wątpiłem ani na chwilę, że mnie szanuje. Polubił mnie i chciał z pewnością wspierać mnie, o ileby mógł, pod każdym względem. Podawszy mu rękę na pożegnanie, którą on silnie potrząsnął, odszedłem.
Nie przeczuwałem, jak ważnym miał się stać dla mnie ów wieczór, a tem mniej, że ciężka rusznica, którą Henry nazwał „starem gun“, oraz niegotowy jeszcze sztuciec odegrają w przyszłem mem życiu tak wielką rolę. Cieszyłem się jednak myślą o następnym poranku, gdyż strzelałem już rzeczywiście dużo i dobrze i byłem pewien, że popiszę się przed moim starym osobliwym przyjacielem.
Stawiłem się u niego punktualnie o szóstej godzinie rano. Czekał już na mnie, przywitał się ze mną, a po jego starej, poczciwie surowej twarzy, przebiegł lekki, jakby drwiący uśmiech.
— Welkome, sir! — rzekł. — Macie minę zwycięzcy. Czy zdaje wam się, że traficie w mur, o którym wczoraj mówiłem?
— Spodziewam się.
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/023
Ta strona została uwierzytelniona.
— 17 —