Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.
—   18   —

— Well, zobaczymy. Ja wezmę lżejszą strzelbę, a wy poniesiecie rusznicę, bo nie chce mi się wlec z takim ciężarem.
On przewiesił sobie przez plecy lekką dwururkę, a ja wziąłem „stare gun“, stosownie do jego życzenia. Gdyśmy przybyli na strzelnicę, nabił obydwie strzelby i dał najpierw dwa strzały ze swojej. Potem przyszła kolej na mnie. Nie znałem jeszcze tej rusznicy, trafiłem mimo to pierwszy raz w samą krawędź czarnego koła na tarczy. Drugi raz powiodło się jeszcze lepiej, trzeci strzał padł już dokładnie w sam środek, a wszystkie następne kule przeleciały przez dziurę, wybitą za trzecim razem.
Zdumienie Henry’ego wzmagało się za każdym strzałem; musiałem spróbować i jego dwururkę, a gdy i teraz okazał się ten sam wynik, zawołał on:
— Albo macie dyabła w sobie, sir, albo jesteście wprost urodzeni na westmana. Nie widziałem jeszcze tak strzelającego greenhorna!
— Dyabła nie mam, mr. Henry — zaśmiałem się. — Nie chcę nic wiedzieć o takiem przymierzu.
— W takim razie jest waszem zadaniem, a nawet powinnością zostać westmanem. Czy nie czujecie do tego ochoty?
— Owszem!
— Well, zobaczymy, co się da zrobić z greenhorna. A konno umiecie także jeździć?
— Od biedy.
— Od biedy? A więc nie tak dobrze jak strzelać?
— Pshaw! Niema nic nadzwyczajnego w tej jeździe! Najtrudniej dosiąść konia. Gdy się już znajdę w siodle, nie dam się zrzucić żadnemu koniowi.
Spojrzał na mnie badawczo, czy mówię poważnie, czy żartem. Zrobiłem minę, jak gdybym się nie domyślał niczego, a on zauważył:
— Tak rzeczywiście sądzicie? Chcecie zapewne trzymać się grzywy? W takim razie jesteście w błędzie. Sami przyznaliście, że najtrudniej dostać się na siodło,