Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/045

Ta strona została uwierzytelniona.
—   39   —

lega postąpił jak gentleman; wyrażał się o was tylko dobrze i brał was w obronę. Radzę wam przeto prosić go o przebaczenie za to, że nazwaliście go kłamcą i zdrajcą.
— Prosić o przebaczenie? Ani myślę! — zaśmiał się Bancroft szyderczo. — Ten greenhorn nie umie odróżnić trójkąta od czworoboku i wyobraża sobie, że jest surveyorem. Zostaliśmy w pracach naszych w tyle, ponieważ on wszystko robił przewrotnie; a skoro teraz, zamiast to uznać, oskarża nas przed wami i oczernia...
Nie domówił. Miesiące całe cierpiałem i pozwalałem tym ludziom myśleć o mnie, jak chcieli. Teraz nadeszła chwila pokazania im, jak się pomylili w ocenie mojej osoby. Pochwyciłem Bancrofta za ramię i ścisnąłem tak silnie, że aż krzyknął z bólu.
— Mr. Bancroft — rzekłem — wypiliście za dużo sznapsa i nie odespaliście jeszcze tego. Zapewne jesteście jeszcze pijani, przyjmuję więc, żeście tego nie powiedzieli.
— Ja pijany? Zwaryowaliście! — wrzasnął.
— Tak, pijany! Gdybym był pewny, że jesteście trzeźwi i że pozwoliliście sobie z namysłem rzucić mi te obelgi, to cisnąłbym wami o ziemię, jak pierwszym lepszym hultajem. Zrozumiano? Czy macie teraz odwagę zaprzeczyć temu, jakobyście się upili?
Trzymałem jeszcze w ręku jego ramię. Nie przypuszczał pewnie nigdy, że będzie musiał bać się mnie kiedykolwiek, ale teraz nastąpiło to naprawdę; widać to było po nim. Nie chciał się przyznać, że jest jeszcze pijany, a zarazem brakło mu odwagi do podtrzymania oskarżeń. Zwrócił się więc do dowódcy dwunastu westmanów, dodanych nam do pomocy i obrony:
— Mr. Rattlerze, czy ścierpicie, żeby ten człowiek porywał się na mnie? Czy nie na to tutaj jesteście, żebyście nas bronili?
Ten Rattler, wysoki i tęgo zbudowany, posiadał, jak się zdawało, siłę trzech, a może czterech ludzi. Osobnik ordynarny, pił ustawicznie razem z Bancroftem. Nie