Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/054

Ta strona została uwierzytelniona.
—   48   —

— Rozumie się!
— Przypatrzyć im się!
— Przypatrzyć? Rzeczywiście przypatrzyć? — za pytał, spoglądając na mnie z ukosa, a w zupełnem zdumieniu.
— Tak. Nie widziałem jeszcze nigdy bizonów i chciałbym je bardzo podpatrzyć.
Byłem zaciekawiony jako zoolog, czego mały Sam nie mógł zrozumieć. Załamał ręce i rzekł:
— Podpatrzyć, tylko podpatrzyć? To zupełnie tak samo, jak kiedy malec przykłada oczy do szpary w króliczarni, aby podpatrzyć króliki. O greenhornie, co ja z wami przeżywam! Ja nie będę im się przypatrywał, ani ich podpatrywał, lecz będę na nie polował!
— Dzisiaj, w niedzielę?
Wyrwało mi się to niebacznie. Sam Hawkens rozgniewał się z tego powodu naprawdę i krzyknął na mnie:
— Zamknijcie dziób z łaski swojej, sir! Czy prawdziwy westman pyta kiedy, czy to niedziela, widząc przed sobą pierwsze bizony? One dają mięso! Zrozumiano? Mięso i to jakie, jeśli się nie mylę! Kawał polędwicy bawolej jest rzeczą wspanialszą niźli niebiański Ambroży, czy Ambrożyna, czy też jak to się tam nazywa, czem żyli starzy greccy bogowie. Muszę dostać polędwicy bawolej, żebym miał głową nałożyć! Wiatr wieje ku nam, a to dobre. Tu na północnej ścianie doliny świeci słońce, ale tam na południowej cień leży. Jeśli się tam zaczaimy, nie zobaczą nas bawoły. Chodźcie!
Spojrzał na swoją „Liddy“, czy obie lufy w porządku i popędził konia na wskazane miejsce. Ja także zbadałem za jego przykładem swoją rusznicę. Ujrzawszy to, zatrzymał Sam zaraz konia i zapytał:
— Macie ochotę wziąć udział w polowaniu?
— Oczywiście!
— Dajcie temu pokój, jeżeli nie chcecie być za dziesięć minut rozdeptani na miazgę! Bizon, to nie ka-