i kości. Natrafił na błotnistą kałużę, zaczął się w niej tarzać z widocznem zadowoleniem.
— To przewodnik, — szepnął Sam — najniebezpieczniejszy z całej gromady. Kto się z nim spotka, powinien mieć przy sobie podpisany testament. Biorę młodą krowę na prawo za nim. Uważajcie, gdzie jej kulę wpakuję! Za łopatką w bok skośnie w serce, to najlepszy i najpewniejszy strzał, oprócz strzału w oko. Ale chyba waryat celowałby w bizona z przodu, aby go trafić w oko! Stańcie tutaj i wciśnijcie się z koniem w zarośla! Skoro mnie spostrzegą, rzucą się do ucieczki, odbędzie się tędy cała ta dzika gonitwa. Ale niech was Bóg broni przed myślą opuszczenia tego miejsca, zanim nie powrócę, lub was nie zawołam!
Pojechał zwolna i cicho dopiero, gdy wykonałem jego rozkaz, zajmując stanowisko między dwoma chaszczami. Dziwne uczucia mną owładnęły. Czytałem często, jak się poluje na bizony i pod tym względem niktby mi był nic nowego nie powiedział, ale zawsze jest różnica między papierem, na którym się o tem drukuje, a dziczą, w której się to przeżywa. Tego dnia po raz pierwszy w życiu widziałem bawołu. Zwierzęta, które dawniej strzelałem, nie mogły nawet iść w porównanie z tymi niebezpiecznymi olbrzymami. Należałoby więc przypuścić, że stosownie do rozkazu Sama wstrzymam się od udziału w polowaniu, tymczasem stało się całkiem przeciwnie. Przedtem chciałem się tylko biernie przypatrywać bizonom, a teraz uczułem silną, niepohamowaną, żądzę czynnego wobec nich wystąpienia. Sam postanowił zabić tylko młodą krowę? Tfu! Pomyślałem sobie w duchu. Do tego nie potrzeba odwagi! Prawdziwy mężczyzna weźmie się właśnie do najtęższego buhaja!
Koń zaczął się bardzo niepokoić i przebierać kopytami. Nie widział nigdy jeszcze bawołów, bał się i chciał uciekać. Z wielką trudnością utrzymywałem go na miejscu. Czy nie było lepiej zmusić go do wyjścia naprzeciwko buhaja? Bez żadnego podniecenia rozważałem tę myśl. W tem rozstrzygnęło wrażenie chwili.
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/056
Ta strona została uwierzytelniona.
— 50 —