Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/058

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

ścił się w niezgrabnych susach ku koniowi, który się tymczasem podniósł, chcąc uciec. Gdy byk nadstawił ku mnie bok, złożyłem się do strzału. Rusznica miała teraz pokazać, co naprawdę potrafi. Jeszcze jeden skok, a bizon byłby dobiegł do deresza. Wypaliłem. Olbrzymie zwierzę zatrzymało się w biegu, niewiadomo, czy ze strachu przed hukiem, czy dlatego, że dobrze trafiłem. Posłałem mu natychmiast drugą kulę. Bawół podniósł zwolna głowę, wydał ryk tak straszny, że ciarki po mnie przeszły, zachwiał się kilka razy tam i nazad i runął na miejscu.
Byłbym krzyknął z radości nad tem ciężkiem zwycięstwem, gdyby nie było nic ważniejszego do czynienia. Koń mój pędził na bok bez jeźdźca, a Sam Hawkens cwałował po drugiej stronie doliny, ścigany przez byka, nie o wiele mniejszego od tego, którego zabiłem.
Należy wiedzieć, że bizon, raz podrażniony, nie wypuszcza przeciwnika i że dorównywa przytem w szybkości koniowi. W takim wypadku okazuje odwagę, chytrość i wytrwałość, jakiej nikt nie spodziewałby się po nim.
Tak i ten byk nastawał już na pięty Hawkensowi, który, uciekając przed nim, wykonywał niebezpieczne zwroty, nużące konia. Pomoc była konieczna, gdyż koń nie byłby wytrzymał tak długo, jak bawół. Nie miałem czasu popatrzyć, czy mój buhaj żyje, czy nie żyje. Nabiłem czemprędzej obie lufy i pobiegłem przez dolinę. Sam to zobaczył, chciał wyjść na spotkanie odsieczy i zwrócił konia ku mnie, lecz przez to popełnił straszny błąd, gdyż byk, który pędził tuż za nim, dostał teraz konia z boku. Ujrzałem, jak schylił głowę i jednem pchnięciem podrzucił w górę konia i jeźdźca, a kiedy potem obaj upadli na ziemię, zaczął ich wściekle obrabiać, szarpiąc bezustannie rogami. Sam wołał, jak zdołał najgłośniej, o pomoc. Choć jeszcze jakich stopięćdziesiąt krokow dzieliło mnie od niego, to jednak ani chwili nie mogłem się wahać. Wiedziałem dobrze, że strzał z mniejszej odległości byłby niewątpliwie pe-