Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/059

Ta strona została uwierzytelniona.
—   53   —

wniejszy, ale zachodziła też możliwość śmierci Hawkensa, gdybym się spóźnił. Gdybym był nawet dobrze nie trafił, to spodziewałem się przynajmniej tej korzyści, że odwrócę od przyjaciela uwagę potwora. Stanąłem, wymierzyłem w lewą łopatkę i wystrzeliłem. Bawół podniósł głowę, jak gdyby nadsłuchiwał i odwrócił się powoli. Ujrzawszy mnie, rzucił się w tę stronę, ale gnał ze zmniejszającą się ciągle szybkością, dzięki czemu udało mi się choć w gorączkowym pośpiechu nabić powtórnie. Uporałem się z tem, kiedy byk był odemnie o jakich trzydzieści kroków. Wskutek utraty sił biegł już tylko powoli, ale zbliżał się do mnie z pochyloną głową i zakrwawionemi oczyma jak przeznaczenie, którego wstrzymać nie można. Ukląkłem i wymierzyłem. Ten mój ruch spowodował to, że bizon na chwilę stanął i podniósł nieco głowę do góry, aby mnie lepiej zobaczyć. Przez to podsunął oczy swoje przed moje lufy. Skorzystałem z tego i wpakowałem mu jedną kulę w prawe, a drugą w lewe oko. Krótkie drżenie przebiegło przez jego cielsko i bestya runęła na ziemię.
Zerwałem się, by pospieszyć do Sama, ale to okazało się zbytecznem, gdyż on sam znalazł się zaraz koło mnie.
— Halloo! — zawołałem doń. — Żyjecie? Nie jesteście ciężko ranieni?
— Wcale nie! — odpowiedział. — Boli mnie tylko prawy kłąb, albo lewy, jeśli się nie mylę; nie mogę się teraz tego dobadać.
— A koń!
— Już po nim. Dycha jeszcze wprawdzie, ale bawół rozdarł mu cały brzuch. Aby mu skrócić cierpienia, musimy go zastrzelić; biedne zwierzę! Czy bizon nie żyje?
— Przypuszczam!
Podszedłszy ku zwierzęciu, przekonaliśmy się, że w niem już życia nie było. Wtem rzekł Hawkens, odetchnąwszy głęboko:
— A to mi ten stary, brutalny, wół zadał roboty!