Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/067

Ta strona została uwierzytelniona.
—   61   —

tam, gdzie twoich szukać należy, ten zrobiłby to chyba wskutek słonecznego udaru, albo zamrożenia mózgu.
— Tak! Ach! Hm! Wcale przyjemnie wyrażasz się o mnie. Jestem więc poczwarą! Za cóż ty siebie uważasz? Może za piękność? Nie bądź zarozumiały! Daję słowo, że na konkursie piękności ja otrzymałbym pierwszą nagrodę, a ciebieby odpalono, hihihi! Ale to nie należy do rzeczy. Wróćmy do naszego greenhorna. Nie podziękowałem mu, jak już zaznaczyłem, i nie uczynię tego, ale gdy się polędwica upiecze, dostanie najlepszy i najsoczystszy kawałek; sam mu go ukroję, bo na to zasłużył. Wiecie, co jutro zrobię?
— Co? — spytał Stone.
— Wielką przyjemność greenhornowi.
— Czem?
— Dam mu sposobność schwytania mustanga.
— Pójdziesz na mustangi?
— Tak. Przecież muszę się postarać o konia. Tymczasem do polowania pożyczysz mi swego. Ponieważ dzisiaj pokazały się bawoły, więc nadejdą także mustangi. Przypusz czam, że wystarczy zjechać na prerye gdzie wytyczaliśmy kolej. Tam będą z pewnością mustangi, jeśli tylko przyszły już na tę szerokość.
Przestałem podsłuchiwać, cofnąłem się w zarośla, aby się do towarzyszy zbliżyć z drugiej strony. Chciałem zostawić ich w przekonaniu, że nie słyszałem, co o mnie mówili.
Rozniecono ognisko, obok którego wbito w ziemię dwie widlaste gałęzie. Tworzyły one podporę dla rożna, sporządzonego z prostego konara. Wsadzono nań całe udo, poczem Hawkens zaczął rożen obracać powoli i z artystyczną rozwagą. W duchu ubawiłem się jego pełnemi upojenia minami, jakie przytem stroił.
Kiedy tamci wrócili z mięsem, wszyscy rozniecili sobie za naszym przykładem kilka ognisk. Oczywiście, że nie zachowywali się tak spokojnie, jak my. Każdy chciał piec dla siebie, tymczasem zabrakło miejsca i skut-