muła napewno. Pozwoliłem mu z początku biec dalej i cwałowałem z tyłu z obydwoma końmi, ściągając rzemień co raz to mocniej tak, że pętla się coraz więcej zwężała. Udało mi się przy tem do pewnego stopnia kierować zwierzęciem, bo pozornem rozluźnianiem i naprężaniem lassa doprowadziłem do tego, że łukiem zawróciło tam, gdzie stał Sam Hawkens. Teraz ściągnięta nagle pętla zacisnęła się mułowi na szyi tak, że stracił oddech i runął na ziemię.
— Trzymajcie mocno, póki nie pochwycę tego gałgana, a potem puśćcie! — zawołał Sam.
Przyskoczył i pomimo że muł walił nogami na wszystkie strony, stanął tuż obok niego.
— Teraz! — zakomenderował.
Puściłem lasso, muł zaczerpnął powietrza i podniósł się w górę, ale w tej chwili wyskoczył Sam na grzbiet. Zwierzę stało nieruchomo przez chwilę, jak skamieniałe ze strachu, potem jednak zaczęło wyrzucać to przedniemi, to zadniemi nogami. Wtem skoczyło wszystkiemi czterema nogami w bok i wygięło grzbiet jak kot, ale Sam siedział mocno.
— Nie zrzuci mnie! — zawołał. — Teraz spróbuje ostatniego środka i zechce ze mną uciekać. Zaczekajcie tu na mnie, sprowadzę go oswojonego napowrót!
Ale co do tego pomylił się Hawkens. Muł z nim nie uciekł, lecz rzucił się nagle na ziemię i zaczął się tarzać, grożąc temsamem Samowi połamaniem wszystkich żeber: jeździec musiał zejść z siodła. Zeskoczyłem, chwyciłem wlokący się po ziemi koniec lassa i owinąłem je dwukrotnie dokoła dość grubego pnia poblizkiego drzewa. Muł strząsnąwszy z siebie jeźdźca, chciał pognać precz, ale pień wytrzymał, lasso się naprężyło, a pętla ścisnęła znowu silnie szyję zwierzęciu, wskutek czego runęło po raz drugi na ziemię.
Sam Hawkens uchylił się w bok, macał się po żebrach i po nogach, stroił miny, jak gdyby najadł się kiszonej kapusty z powidłami i rzekł:
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/079
Ta strona została uwierzytelniona.
— 71 —