Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/086

Ta strona została uwierzytelniona.
—   78   —

croft zabrał się z trzema surveyorami tęgo do roboty, aby wkońcu pokazać, co potrafi. Wywołaliśmy ogólny podziw.
— Muł, muł! — wołano. — Skąd go macie?
— Przysłano mi go — odrzekł Sam poważnie.
— Nie może być! A kto?
— Pospieszną pocztą, pod opaską za dwa centy. Czy chcecie zobaczyć okładkę?
Kilku się zaśmiało, a reszta jęła wyzywać, ale Sam osiągnął swój cel; nie pytano go dalej. Nie zauważyłem, czy wobec Dicka Stone’a i Willa Parkera okazał się skłonniejszym do wynurzeń, gdyż zabrałem się natychmiast do pomiarów, które też dzięki temu postąpiły naprzód tak prędko, że mogliśmy nazajutrz zabrać się już do doliny, gdzie zderzyliśmy się onegdaj z bizonami. Rozmawiając o tem wieczorem, spytałem Sama, czy mogłyby nam bawoły przeszkodzić, ponieważ, jak się zdawało, obrały sobie tamtędy drogę, a dotychczas przeszła tylko przednia straż i należało się przygotować na to, że ukaże się także trzoda główna.
— Nie sądźcie tak, sir — odrzekł on na to. — Bizony nie są głupsze od mustangów. Napędzone przez nas forpoczty wróciły i przestrzegły trzodę, pójdzie ona z pewnością w kierunku całkiem innym i będzie unikała doliny.
Z brzaskiem dnia przenieśliśmy nasz obóz na górną część tej doliny bez udziału Hawkensa, Stona i Parkera, pierwszy z nich bowiem, chcąc ujeździć swoją Mary, udał się na preryę, gdzie schwytaliśmy muła, a tamci dwaj towarzyszyli jemu.
My, jako surveyorzy, zajęliśmy się przedewszystkiem ustawieniem tyczek pomiarowych przy pomocy kilku podwładnych Rattlera. On sam włóczył się z drugimi, nic nie robiąc, po okolicy. Zbliżyliśmy się podczas tego do miejsca, na którem zabiłem niedawno oba bawoły. Nie zauważywszy z pewnej odległości zwłok starego byka, zdziwiłem się niemało, podszedłem bliżej i zobaczyłem szeroki ślad, ciągnący się się ku zaroślom od