różni się ten niedźwiedź od innych gatunków, że nie mruczy, lecz w gniewie lub bolu w szczególny sposób parska i prycha głośno i szybko.
Nareszcie stanąłem na miejscu. Przedemną leżało zupełnie rozszarpane cielsko bizona, z prawej i lewej strony krzyczeli westmani, którzy prędko pouciekali na drzewa i czuli się tam dość bezpieczni, gdyż rzadko kiedy, a raczej nigdy nie widziano, żeby szary niedźwiedź piął się na drzewo. Poza trupem bawolim sta rał się jeden z westmanów dostać się na drzewo, ale niedźwiedź go przytem zaskoczył. Leżał górną połową ciała na pierwszym nizkim konarze, obejmując pień obu rękami, a grizzli podniósłszy się szarpał przedniemi łapami jego nogi i brzuch. Jeden rzut oka przekonał mię, że ten człowiek przepadł bez ratunku. Mogłem więc teraz uciec bez narażania się na jakiekolwiek zarzuty, ale ten widok podziałał na mnie z nieodporną potęgą. Porwałem jedną z porzuconych strzelb, ale niestety już w niej naboju nie było. Przeskoczyłem przez bawoła i zadałem niedźwiedziowi kolbą z całej siły cios w czaszkę. Ale cóż? Strzelba rozprysnęła się jak szkło w moich rękach, zyskałem jednak tyle przynajmniej, że odwróciłem uwagę niedźwiedzia od ofiary. Zwrócił głowęku mnie, ale nie jak drapieżne zwierzę z gatunku kotów, lub psów, lecz powoli, jakby się zdziwił tym głupim atakiem. Mierząc mnie swojemi małemi oczyma zdawał się namyślać, czy ma zostać przy swojej ofierze, czy mnie pochwycić. Tych kilka chwil ocaliło mi życie, gdyż wpadłem na myśl, w mem położeniu szczęśliwą i jedyną. Wyrwałem z za pasa rewolwer, podbiegłem tuż do niedźwiedzia i strzeliłem mu cztery razy w oczy. Dokonałem tego oczywiście tak prędko, jak tylko mogłem nadążyć, poczem odskoczyłem daleko w bok i stanąłem, przypatrując się, z dobytym nożem.
Gdybym się był nie ruszył z miejsca, byłbym to przypłacił życiem, gdyż oślepione zwierzę puściło czemprędzej drzewo i rzuciło się na miejsce, na którem stałem przed chwilą. Nie znalazłszy mnie tam, zaczął nie,
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/091
Ta strona została uwierzytelniona.
— 81 —