Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

— Odstąpcie natychmiast, mr. Rattler, bo nauczę was zważać na moje słowa! Zrozumiano?
Gdy mimo to wjechał nożem w futro niedźwiedzia, pochwyciłem go tak, jak nad nim klęczał, rękami za biodra i cisnąłem nim o najbliższe drzewo, aż zatrzeszczało. W tej chwili gniewu było mi zupełnie obojętnem, czy sobie przytem co połamie, czy nie. Kiedy jeszcze leciał, wyrwałem drugi nabity rewolwer z za pasa, aby się obronić, gdyby się na mnie chciał rzucić. Rattler podniósł się, spojrzał na mnie z wściekłością, dobył noża i zawołał.
— Odpokutujecie wy za to! Uderzyliście mnie już raz, postaram się, żebyście się nie mogli porwać na mnie po raz trzeci!
Już zamierzył się był zrobić krok ku mnie, ale ja skierowałem rewolwer ku niemu i zagroziłem:
— Jeszcze krok, a kulę wam w łeb wpakuję! Precz z nożem! Na „trzy!“ strzelam, jeśli jeszcze będziecie go w ręku trzymali. A więc: raz... dwa... i...
On trzymał nóż, wskutek czego ja byłbym strzelił istotnie, może nie w głowę, ale w rękę, gdyż chodziło o to, żeby poczuli szacunek dla mojej osoby, ale szczęściem nie doszło do tego, gdyż w tej krytycznej chwili zabrzmiał jakiś głos:
— Gents, czyście poszaleli! Jaki może być słuszny powód do tego, żeby biali karki sobie kręcili! Stójcie!
Spojrzeliśmy w stronę, skąd głos nas doleciał, i ujrzeliśmy człowieka wychodzącego z za drzewa. Był mały, chudy i garbaty, ubrany prawie jak czerwonoskórzec. Trudno było dobrze rozpoznać, czy to był biały, czy Indyanin. Ostre rysy twarzy wskazywały na to drugie, chociaż ta twarz, aczkolwiek opalona od słońca, musiała być kiedyś białą. Z głowy nieokrytej spływały ciemne włosy aż na ramiona. Ubranie jego składało się ze skórzanych indyjskich spodni i takiej samej koszuli myśliwskiej, uzbrojenie zaś stanowiła strzelba i nóż. Spojrzenie miał bardzo inteligentne i mimo ułom-