Chodźcie, Dicku i Willu! Zobaczcie wy także, jakie głupstwo popełnił znowu ten greenhorn.
Chciał się oddalić, ale w tej chwili przyszedł Rattler do siebie, Sam zaś zwrócił się doń ze słowami:
— Słuchajcie, mr. Rattlerze, mam coś wam powiedzieć. Zaczepiliście znowu mojego młodego przyjaciela. Gdybyście się jeszcze raz poważyli, postaram się o to, żeby się to wogóle już więcej nie stało. Moja cierpliwość się skończyła. Zapamiętajcie to sobie!
Po tem ostrzeżeniu opuścił nas w towarzystwie Stone’a i Parkera. Na twarzy Rattlera odbiła się wściekłość, rzucał na mnie pełne nienawiści spojrzenia, ale milczał. Podobny był do miny, mającej wybuchnąć za chwilę.
Obaj Indyanie usiedli na trawie razem z Kleki-petrą, a inżynier naprzeciwko nich, lecz rozmowa nie zaczęła się jeszcze. Czekali na powrót Sama i jego wyrok. Wrócił on niebawem i zawołał już zdala:
— Co za głupota strzelać do niedźwiedzia, a potem zmykać. Jeśli się nie chce stanąć z nim do walki, nie strzela się wogóle, lecz zostawia go się w spokoju, wówczas nic nikomu nie zrobi. Ten Rollins okropnie wygląda! Któż to zabił niedźwiedzia?
— Ja — zawołał Rattler pospiesznie.
— Wy? A czem?
— Kulą.
— Well, to się zgadza — to słuszne!
— Tak też myślałem.
— Tak, niedźwiedź zginął od kuli.
— A więc należy do mnie. Słuchajcie, ludzie! Sam Hawkens oświadczył się za mną — krzyczał Rattler z tryumfem.
— Tak, za wami. Wasza kula przeszła mu po głowie i urwała czubek ucha. Wskutek utraty takiego czubka ginie grizzli oczywiście na miejscu, hi! hi! hi! Jeśli to prawda, że kilku wypaliło naraz, to trafili właśnie poza niego ze strachu. Tylko jedna kula musnęła go w ucho, poza tem z kul ani śladu. Są natomiast cztery
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/109
Ta strona została uwierzytelniona.
— 97 —