— Czy moi biali bracia rozważyli, czy mają pozostać tu, czy odejść? — zapytał Inczu-czuna.
Starszy inżynier wpadł na pomysł pośredniczący i odrzekł:
— Gdybyśmy nawet chcieli odejść, to nie moglibyśmy, gdyż musimy zostać stosownie do wydanych nam rozkazów. Pchnę dziś jeszcze posłańca do Santa Fé po rozporządzenie, gdy on wróci, będę mógł odpowiedzieć.
Było to nieźle pomyślane, gdyż zanimby posłaniec powrócił, moglibyśmy skończyć robotę. Ale wódz rzekł stanowczo:
— Nie będę czekał tak długo. Biali bracia muszą oświadczyć natychmiast, co uczynią.
Rattler napełnił sobie czarkę wódką i podszedł ku nam. Sądziłem, że coś przeciwko mnie zamierza, on jednak zbliżył się do Indyanina i rzekł bełkocząc:
— Jeżeli Indsmani wypiją ze mną, to spełnimy ich wolę i odejdziemy, inaczej nie. Niechaj młody zaczyna. Masz tu wodę ognistą, Winnetou!
Podał mu czarkę, lecz Winnetou odstąpił z ruchem odmownym.
— Co, nie chcesz napić się ze mną? To straszna obelga. Bryznę ci w twarz, obrzydła czerwona skóro. Zliż wódkę, skoro pić nie chcesz!
Zanim kto zdołał temu przeszkodzić, rzucił młodemu Apaczowi czarkę w twarz razem z zawartością. Wedle pojęć indyańskich była to śmierci godna obraza, którą też, choć nie tak srodze, ukarano natychmiast. Winnetou uderzył Rattlera pięścią w twarz tak silnie, że ten runął na ziemię i z trudem tylko się podniósł. Przygotowałem się już, by wkroczyć, gdyby wybuchła bójka, ale do tego nie przyszło. Uderzony wypatrzył się tylko groźnie na młodego Apacza i klnąc położył się do wozu.
Winnetou obtarł się i zachował tak samo jak ojciec zimną, niewzruszoną minę, po której niepodobna było poznać, co wewnątrz w nim się działo.
— Pytam znowu — rzekł wódz — ale po raz ostatni.
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/119
Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —