Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

— Ale na takiej wyprawie wywiadowczej, jaka czeka nas jutro, należy być bardzo ostrożnym i wszystko naprzód rozważyć. Koń niepewny może wszystko popsuć.
— Tak? Rzeczywiście? — zaśmiał się.
— Tak — odrzekłem skwapliwie. — Wiem, że parsknięcie konia może kosztować życie jeźdźca.
— Ach, wiecie o tem? A to mądrala! Czy czytaliście także o tem, sir?
— Tak.
— Myślałem to sobie. Czytanie takich książek musi być bardzo zajmujące. Gdybym nie był westmanem, udał bym się na Wschód, siadłbym sobie wygodnie na kanapie i czytałbym piękne historye o Indyanach. Przypuszczam, że można przytem utyć, pomimo że się łapy niedźwiedzie dostaje tylko na papierze. Chciałbym wiedzieć doprawdy, czy zacni gentlemani, pisujący takie książki, przeszli kiedy rzeczywiście przez starą Mississipi.
— Większość prawdopodobnie to uczyniła.
— Tak o tem sądzicie?
— Tak.
— Różne powody wzbudzają we mnie wątpliwości co do tego.
— Jakie powody?
— Zaraz powiem, sir. Ja umiałem także dawniej pisać, ale teraz wyszło mi to z pamięci tak, że obecnie potrafiłbym zaledwie się podpisać. Ręka, która tak długo lassem wywijała, nie nadaje się już do malowania po papierze zygzaków. Prawdziwy westman zapomniał pisać napewno, a kto nim nie jest, ten lepiej zrobi, jeżeli nie będzie pisał o rzeczach, których sam nie rozumie.
— Hm! Aby ułożyć książkę o Zachodzie, na to nie potrzeba tam bawić tak długo, aby aż stracić wprawę w pisaniu.
— To się wam nie udało, sir! Powiedziałem właśnie, że pisać prawdę może tylko dzielny westman, ale taki właśnie nie zabierze się nigdy do tego.
— Czemu?
— Bo nie przyjdzie mu na myśl opuścić Zachód,