Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.
—   123   —

nie rozumiecie. Jak może taki greenhorn, taki dorosły i wypchany greenhorn być nauczycielem czytelników! Zapewniam was, że nie znajdziecie ani jednego czytelnika! Powiedzcie mi, zaklinam na wszystkie świętości, dlaczego wy właśnie chcecie być nauczycielem czytelników, których mieć nie będziecie! Czyż na świecie nie dość jest nauczycieli i bakałarzy? Czy musicie powiększyć ich liczbę?
— Słuchajcie, Samie, być nauczycielem to zawód wysoki i święty!
— Pshaw! Westman jest tysiąc razy ważniejszy! Już ja to wiem, bo nim jestem, tymczasem wy zaledwie nos wstawiliście tutaj. Wypraszam więc sobie stanowczo, żebyście mieli być nauczycielem swoich czytelników! I jeszcze pieniądze na tem zarabiać! Co za pomysł, co za bezmyślna, niedorzeczna idea! Ileż kosztuje taka książka, jaką chcecie napisać?
— Dolara, dwa, trzy, stosownie do wielkości.
— Ślicznie! A co kosztuje skórka bobrowa? Czy macie o tem pojęcie? Gdy będziecie zastawiali sidła, zarobicie o wiele więcej, niż jako nauczyciel czytelników, od którego, gdybyście ich znaleźli na swoje i ich nieszczęście, nie nauczyliby się nic, prócz głupstw. Zarabiać pieniądze! To można najłatwiej tu na Zachodzie. Tu leżą one na preryi, w puszczy, między skałami i na dnie rzeki. A co za nędzne życie wiedlibyście jako dostawca książek! Musielibyście zamiast pysznej wody źródlanej Zachodu pić gęsty czarny atrament i żuć stare pióro gęsie zamiast łapy niedźwiedziej, lub polędwicy bawolej. Zamiast rozkosznego błękitu mielibyście nad sobą odrapaną z wapna powałę, a pod sobą, zamiast miękkiej zielonej trawy, pryczę drewnianą, na której dostaniecie postrzału. Tu dźwiga was koń, a tam podarty fotel. Tu możecie czy w deszcz, czy w pogodę korzystać z pierwszej ręki z wielkich darów Bożych, a tam podnosicie za pierwszą kroplą czerwony, lub zielony parasol. Tu jesteście wolnym i wesołym człowiekiem ze strzelbą w garści, a tam będziecie siedzieli przy