Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.
—   127   —

sześć funtów mózgu w głowie, sądząc według czoła. Strzela jak stary, jeździ jak duch sawanny i leci na bawoła i na niedźwiedzia, chociaż ich przedtem nigdy nie widział, jak na świnkę morską. I taki człowiek, myśliwiec preryi, stworzony na westmana, a teraz już dokazujący więcej od niejednego myśliwca, który dwadzieścia lat jeździł po sawannie, taki człowiek chce wrócić do domu i pisać książki! To okropne! Czyż można się temu dziwić, jeśli rzetelny westman wpada wskutek tego w gniew?
Patrzył na mnie przytem pytająco, a nawet wyzywająco. Spodziewał się odpowiedzi, ale mu jej nie dałem. Złapałem go. Przysunąłem więc siodło, położyłem je sobie pod głowę, wyciągnąłem się jak długi i zamknąłem oczy.
— Jak wy się wobec mnie zachowujecie? zapytał, trzymając wciąż jeszcze szynkę w ręku. — Czy nie jestem godzien odpowiedzi?
— O tak, — odrzekłem. — Dobranoc wam, Samie! Śpijcie spokojnie!
— Idziecie spać?
— Tak. Właśnie radziliście mi to przed chwilą.
— To było przed chwilą, ale teraz nie skończyliśmy jeszcze z sobą, sir!
— Przeciwnie!
— Nie, ja mam jeszcze z wami pomówić.
— Ale ja z wami nie, bo wiem już to, co chciałem wiedzieć.
— Chcieliście wiedzieć? Co takiego?
— To, co mnie przyznać tak bardzo wzbranialiście się zawsze.
— Ja wzbraniałem się? Ciekaw jestem, co to takiego? No, gadajcie!
— To, że stworzony jestem na westmana i teraz dokonywam już większych rzeczy, niż niejeden myśliwiec, który przez dwadzieścia lat jeździł po preryi.
Na to opuścił Sam całkiem rękę z szynką, zakaszlał kilka razy w zakłopotaniu i rzekł: