drugim, Apacze zaś jechali na trzech koniach obok siebie i dlatego przecisnąć się nie mogli. Z tego powodu zmuszeni byli do okrążeń, których i myśmy się chętnie trzymali, bo mieliśmy drogę otwartą. Później oczywiście, kiedy byłem już „wyuczony,“ aniby mi przez myśl było nie przeszło jechać za tropem; byłbym przejechał prosto lasem i natknął się na trop po drugiej stronie, przecinając w ten sposób zakręt.
Następnie zwężała się prerya, przechodząc w wązki pas łąki, pokryty zrzadka krzakami. Tu przybyliśmy na miejsce, gdzie Apacze się byli zatrzymali. Było to w pobliżu krzaka, z którego wystrzelały w górę wysmukłe dęby i buki. Objechaliśmy go ostrożnie i zbliżyliśmy się wtedy dopiero, kiedyśmy się przekonali, że czerwonoskórych już tam oddawna nie było. Z jednej strony zarośli trawa była zupełnie stratowana. Zbadaliśmy, że Apacze zsiedli tu z koni, odwiązali trupa i położyli na trawie, następnie weszli w zarośla, wycięli koły dębowe i odarli je z gałęzi, które zauważyliśmy na ziemi.
— Co oni mogli zrobić z tych kołów? — spytał Sam, patrząc na mnie, jak nauczyciel na ucznia.
— Nosze, lub rodzaj sani dla trupa — odrzekłem.
— Skąd o tem wiecie?
— Od siebie samego.
— Jakto?
— Już dawno czekałem na coś podobnego. To nie drobnostka podtrzymywać zwłoki tak długo. Spodziewałem się, że sobie poradzą na pierwszym postoju.
— Nieźle pomyślane. Czy można coś takiego w waszych książkach przeczytać?
— Czegoś, coby odpowiadało zupełnie temu wypadkowi, to nie, ale to zależy od tego, kto i jak czyta taką książkę. Można się istotnie wiele z tego nauczyć i zastosować do innych podobnych zdarzeń.
— Hm, to szczególne! A więc ci, którzy to pisali, przecież zdaje się byli na Zachodzie. Zresztą przypuszczenie wasze zgadza się z mojem. Zobaczymy, czy ono słuszne.
Strona:PL Karol May - Winnetou 01.djvu/146
Ta strona została uwierzytelniona.
— 132 —